Mój pierwszy robot "made from scratch" Robo One

Robo One to mój pierwszy robot w stylu "scratch building", czyli mówiąc po naszemu: zrobiony z plastikowego złomu. Choć po polsku może niezbyt dobrze to brzmi, to oznacza tak naprawdę zrobienie czegoś z niczego, całkowicie samodzielnie, bez planów, gotowych instrukcji i części. 

JEST FILM Z BUDOWY!

Niezależnie od przedstawionego tu opisu, zachęcam do obejrzenia tutoriala z budowy na YouTube: Mój pierwszy robot "Robo One"

INSTRUKCJA BUDOWY

Budowa robotów tego typu jest wyjątkowo prosta. Wszystko co sobie wymyślicie jest tu jak najbardziej ok. Połączcie ze sobą różne plastikowe elementy, nadajcie temu nieco kształtu i voila. Macie swojego robota. Nawet jak coś nie wyjdzie to zawsze możecie powiedzieć, że tak właśnie miało być. 

 

Etapy budowy robota:

• kształtowanie robota, czyli sklejenie wszystkiego do kupy
• uzupełnienie o detale (np. nity)
• malowanie podkładem
• dodanie efektu rdzy
• malowanie właściwe
• dodanie kabli i linek
• opcjonalnie lakierowanie

Nieco mniej typowo kable dodałam na sam koniec, gdy już cały robot był pomalowany. Zdecydowałam się na ten zabieg, bo chciałam zachować oryginalny kolor kabelków. No i nie będę ściemniać, nie chciało mi się z nimi babrać, aby je malować. Gdy jednak macie ochotę to zrobić, to najlepiej jest je przykleić do modelu jeszcze przed malowaniem podkładem i pomalować tak jak pozostałe elementy. 

KSZTAŁTOWANIE

Ponieważ większość materiałów użytych do budowy robota to plastik, to najlepszym klejem do ich łączenia będzie każdy cyjanoakrylowy - np. super glue. Na zdjęciach widać dwie buteleczki klejów, które używałam. Różnią się konsystencją. Gdy zależy mi na dokładnym zalaniu spoiny to wybieram rzadki, gdy chcę by części szybciej się połączyły wybieram gęsty. Dla wzmocnienia połączenia spoinę można zasypać proszkiem do pieczenia albo użyć aktywatora. Ja stosuję ten drugi. Powoduje on, że klej momentalnie zastyga twardą spoiną. Jest też niezwykle prosty w użyciu, wystarczy prysnąć sprayem. Ale jeszcze nim użyjecie kleju to dobrze jest zeszlifować wszystkie gładkie powierzchnie papierem ściernym. Zwiększa to przyczepność kleju. Istotne jest to zwłaszcza w przypadku bardzo twardego i wręcz błyszczącego plastiku. 

Przejdźmy jednak do budowy. Podstawowym kształtem - ciałem - mojego robota była buteleczka od dezodorantu typu roll-on. Po usunięciu kulki i odwróceniu pojemnika do góry nogami stała się ładnie umięśnionym torsem. Głowa to część z magnetowidu. 

 

Stopy złożyłam z plastikowych nakrętek od mleka oraz kilku zębatek ze starego magnetowidu i krążków z kartonu. Nogi to skuwki od długopisu i plastikowe stojaki od diod (z samych diod zrobiłam oczy). Z jakichś innych butelkowych zatyczek powstały biodra. 

 

 

Ręce zrobiłam z drewnianych koralików nawleczonych na drut. Z torsem połączyłam je za pomocą części z długopisów. I tu - w przypadku rąk - popełniłam drobny błąd. Drut po kilku wygięciach urwał się w jednej ręce. Zamieniłam więc go na kabelek. I to jest zdecydowanie lepsza opcja. Plastikowa izolacja lepiej łączy się z klejem, a sam kabelek jest znacznie bardziej elastyczny niż goły drut. Dłonie natomiast, to spinka do włosów. Po połówce na jedną rękę. 

 

 

Z zakrętek od wyciskanego jedzenia dla niemowląt zrobiłam na plecach robota jetpack. Patyczek do czyszczenia uszu posłużył mi za zastrzał przy nogach. W trakcie budowy nieco zmieniłam pomysł na głowę i uzupełniłam ją o psikacza z puszki z aerozolem. Dodałam też kilka dodatkowych części na przodzie i z tyłu na silnikach. 

 

 

 

 

DETALE

Wykonanie detali sprowadza się tak naprawdę do przyklejenia różnych drobnych części w taki sposób, aby model był ciekawszy. Ja wykorzystałam części elektroniczne, bo mają nietypowy kształt, są małe i po prostu pasują do robota. Wkręciłam też kilka małych śrubek od zegarków i zrobiłam malutkie krążki z wkładu od długopisu, które udają gniazda na późniejsze okablowanie. 

 

Każdy porządny robot powinien mieć broń, zatem i mój otrzymał wbudowany w tors karabin. Za lufy posłużyły mi części od butelki ze sprayem. Doszło też kilka płytek ze starego smartfona, które mają udawać panele elektroniczne. A na samym czubku głowy sprężynka, taki akcent humorystyczny. 

 

 

Na sam koniec zrobiłam z cienkiego kartonu kilka paneli, które mają udawać metalowe płytki. Na krawędziach ponakłuwałam je szpilką, aby imitować nity. Z elementów do tworzenia biżuterii na plecach i głowie robota zrobiłam gniazda, w których później będą umocowane przewody i kable. 

 

 

 

Uzupełnianie robota w detale kończy dodanie nitów. Dla urozmaicenia możecie pokusić się o imitację różnego ich kształtu i wielkości. Ja wykorzystałam cyrkonie diamenciki - półprodukty do robienia biżuterii. Ale w podobnej formie są też półokrągłe jety. Część z nich jest samoprzylepna, ale z racji tego, że te kleje są różnej jakości, to wolę gdy są luzem. 

 

 

 

 

MALOWANIE PODKŁADEM

Wstępne malowanie polega na pokryciu całego modelu farbą podkładową w jednolitym kolorze. Dzięki temu po pierwsze łatwiej jest malować na docelowy kolor - farbki lepiej kryją na primerze, a po drugie jest to doskonały zabieg który pozwala sprawdzić jak wszystko razem wygląda. 

Z racji tego, że wszystkie użyte materiały są odporne na chemię, to bez przeszkód można pokryć całość farbą w sprayu. Kolor jest oczywiście dowolny, jednak ponieważ zdecydowałam się na dodanie efektu rdzy, to wybrałam brąz. 

 

 

 

DODANIE EFEKTU RDZY

Efekt rdzy dodaje się wykorzystując dwie techniki. Potrzebny jest kolor i tekstura. Zaczynamy od tego drugiego. Najpierw, aby stworzyć wrażenie chropowatości trzeba pokryć miejsca, w których chcemy aby rdza była widoczna, jakimś materiałem. Może to być albo drobny piasek lub proszek do pieczenia wymieszane z klejem, albo gotowa pasta strukturalna. Ja wykorzystałam gotową masę Vallejo Dark Earth. Jednak równie dobrze sprawdzi się każda inna masa imitująca ziemię, piasek lub błoto. Gdy jest zbyt gęsta, można ją lekko wymieszać z klejem typu wikol lub odrobiną wody i medium do farb akrylowych. Podobną pastę można z powodzeniem bardzo prosto wykonać samodzielnie. Wystarczy drobny (najlepiej przesiany) piasek, odrobina farby, klej typu wikol oraz nieco wody lub medium do farb akrylowych. Najlepiej gdy mieszanka ma konsystencję pomiędzy gęstą śmietaną a pastą do zębów. Jest też opcja dla wszystkich tych, którzy nie chcą robić ani używać żadnych past. Można po prostu pokryć powierzchnię klejem (np. typu wikol) i posypać proszkiem (np. przesianym drobnym piaskiem lub proszkiem do pieczenia).

Wybór miejsc do pokrycia rdzą jest dowolny. Dla mnie jest to świetny sposób na zakrycie (zamaskowanie) połączeń pomiędzy różnymi elementami lub ukrycie nieestetycznych śladów kleju. Wszędzie tam, gdzie coś się nie udało wystarczy dodać rdzę, aby wyglądało dobrze. 

 

Kolejnym etapem rdzewienia jest nadanie koloru. W skrócie polega to na pociapaniu robota kilkoma odcieniami brązu i pomarańczowego koloru. Można też dodać odrobinę czerwieni lub żółci. Do ciapania najlepsza jest albo mała gąbeczka, albo stary pędzel - im bardziej potargany tym lepiej. I dosłownie, zamiast klasycznie malować, ciapiemy kleksiki, kropkujemy trzymając pędzel pionowo. 

 

 

 

MALOWANIE WŁAŚCIWE 

Malowanie właściwe polega na pomalowaniu robota kolorem w miejscach, gdzie nie chcemy aby rdza była widoczna. Czyli wszędzie tam, gdzie jest tekstura pozostawiamy brązowo-pomarańczową farbkę. W niektórych miejscach gdzie tekstury nie ma, a jest sam kolor rdzy również można ją pozostawić. Na pozostałych powierzchniach malujemy według uznania. Ja wybrałam żółć na głowę, czerwień na korpus i nogi oraz zieleń na ręce. Gniazda do późniejszego mocowania kabelków pomalowałam na kolor czarny, a broń, zębatki, nity i kilka innych elementów gun metalem. 

 

Niektóre z części (te mini od smartfona) pomalowałam mieszaniną zielonej farbki i żywicy Vallejo water effect. Ma to imitować płytki elektroniczne lub ekrany. 

 

 

 

 

OKABLOWANIE

Po ostatecznym malowaniu robię okablowanie. Zależało mi, aby kabli nie malować, dlatego dopasowałam je kolorystycznie do gotowego robota używając żółte i czarne przewody. Dla urozmaicenia wykorzystałam kilka ich rozmiarów. Umocowałam je we wcześniej przygotowanych gniazdach, dzięki czemu tworzą zgrabną całość z korpusem robota. 

 

FINAŁ

Żółty kolor wydał mi się nieco zbyt sterylny, dlatego pomalowałam delikatnym black washem (czyli mocno rozwodnioną czarną farbką - a tak naprawdę brudną wodą) głowę, robiąc kilka zacieków. Patrząc na zdjęcia stwierdzam jednak, że lekkie przybrudzenie przydałoby się również na żółtych kablach i odrobinę na rękach. Czerwień wydaje mi się być ok. 

Aby zabezpieczyć model przed uszkodzeniami dobrze jest go pokryć lakierem. Osobiście polecam lakier matowy. Warto tu jednak pamiętać o zasłonięciu paneli pokrytych żywicą (water effect). 

 

 

 

Jak wam się podoba taki robot? Pochwalcie się w komentarzach swoimi podobnymi modelami, które wykonaliście z plastikowego złomu i śmieci, a w razie pytań śmiało piszcie. 

Zapraszam Was również do śledzenia mojego kanału na YouTube: IzzMiniatures na Youtube